Upadli Lauren Kate 6,7
ocenił(a) na 511 tyg. temu Ocena tej książki nie przychodzi mi łatwo, ponieważ wiążę z tą serią ogromny sentyment - około dekadę temu trzymałam dosłownie ten sam egzemplarz w ręku i pochłaniałam z ekscytacją wszystko, co autorka rzucała w moją stronę. Wracając jednak do niej nie jako nastolatka bez doświadczenia w relacjach chłopak-dziewczyna... No impresja nie jest już tak mocna.
Początek bez wątpienia był ciekawy. Poznawanie bohaterów na nowo było ciekawe nawet w momencie, kiedy more or less pamiętałam, co im tam w duszy grało. To, jak Luce zaczęła nawigować to nowe życie, nowe emocje, nowe znajomości... Choć od pierwszych chwil pojawienia się Penn już miałam łzy w oczach, ponieważ wiedziałam, jaki będzie jej udział w fabule (choć ostatecznie jak do tego doszłam to nie wywołało to u mnie żadnych mocnych emocji - po raz kolejny mój nastoletni sentyment zagrał mi na nosie). Gabbe też inaczej zupełnie postrzegałam, wiedząc, z kim mam do czynienia i już nie była dla mnie tak wkurzająca... Co innego jednak Daniel, tego to nie mogłam zrozumieć, bo okej cała klątwa i w ogóle, wierzę, kupuję, ALE W TAKIM RAZIE CZEMU I TAK POZWALASZ SIĘ JEJ ZBLIŻYĆ! CZEMU ZABIERASZ JĄ NA ROMANTYCZNE SPACERY! To mi się tak kompletnie anulowało ze sobą logicznie, że aż przewracałam oczami niemal za każdym razem, kiedy oni byli razem. A Cam to nadal dziwny słodziak, tutaj zdania nie zmieniłam.
Z czasem jednak książka zaczyna podupadać. Ciągłe NO WYŁĄCZYLIŚMY KAMERY, WYMIENILIŚMY BATERIE NA NIEDZIAŁAJĄCE etc. Rozumiem, że są placówki, w których są takie miejsca, ale tutaj dosłownie wszystko zaczęło w pewnym momencie ukrywane tym, że z kamerami monitorującymi coś zostało zrobione. Brzmiało to tak, jakby autorka miała pomysł na akcję, ale nie wiedziała, jak go wprowadzić z perspektywy bycia w poprawczaku pod nadzorem, więc po prostu walnęła to i przestała się przejmować. Tak samo jak strasznie głupie jest to, że na terenie poprawczaka było to całe malownicze jeziorko, o którym JAKIMŚ CUDEM nikt nie wiedział - poza Danielem oczywiście.
Momentami brakowało mi też czasem nieco dokładniejszych opisów. Nie wiedziałam do końca, na co patrzę, ani jak powinnam to odbierać z bohaterką, ponieważ nie było nic, co wskazywałoby nacechowanie emocjonalne Luce. Z drugiej jednak strony, jeśli opisy mają być dosłownie co chwilę o jakimś świetle, błysku, poświacie... Przyjaciółka, której czytałam fragmenty śmiała się, że jakaś światłofilia tutaj zachodzi, bo nic tylko ciągle o czymś takim słyszymy.
Z kolei cienie były przez większość czasu bardzo ciekawym aspektem historii. Ich istnienie, to co mogły robić... Choć potem trochę, jak i reszta fabuły, zaczęło to być bardziej widocznym popychadłem dla plotu, niż faktyczną, ciekawą przeszkodą. No i na pewno nie pomagał też temu fakt, że pamiętałam ważny o nich szczegół z tomu 2giego czy tam 3ciego, więc ten strach też nie był tak intensywny, jak kiedy po raz pierwszy człowiek o nich czyta.
Oczywiście nie zabrakło tutaj głupot pokroju NO MUSZĘ POCAŁOWAĆ ICH OBYDWU, BO ARGUMENT X i innych podobnych gatunkowo tekstów popularnych, jednak moim zdaniem, żeby używać takich kopiuj-wklejek trzeba zbudować dla nich większy fabularny sens, inaczej są niczym właśnie więcej niż kopiuj-wklejką, która ma robić jakiś konflikt. Działa, jednak kiedy człowiek zaczyna się nad tym zastanawiać, sytuacja z napiętej robi się głupia.
Kończąc jednak, nie był to tak niesamowity powrót do tej serii jak sobie wymarzyłam, jednak bawiłam się okej. Przyjemnie było przeczytać to, co lata temu sprawiło, że zapragnęłam nie tylko wypożyczać książki, ale posiadać swoje własne egzemplarze w domu. Dostrzegam, co mogło mnie pociągać w tej historii i choć nie działa już na mnie tak samo, z chęcią sięgam po kolejny tom.